tak wygląda droga fot. j.kordel |
a taki był początek fot. j.kordel |
fot. j.kordel |
Ale wracając do gór. Z roku na rok tęskniłam coraz bardziej. Tęsknota napierała, nie można już było jej zignorować. I udało nam się w tym roku pojechać. Na tydzień. Plan był prosty: chcieliśmy odetchnąć pełną piersią, odpocząć. To razem. Ja osobiście chciałam się zmierzyć ze wspomnieniami, bo ostatnio coraz częściej dopada mnie nostalgia. Wiedziałam, że będę chciała odwiedzić Duklę, Pustelnię św. Jana, wejść na Cergową... Ale w związku z tym, że zatrzymaliśmy się w Bieszczadach (w Gęsim Zakręcie, o którym będzie w całkiem innym poście) wypad do Beskidu mieliśmy zaplanowany precyzyjnie czyli na któryś dzień:) Nie pierwszy.
Natomiast wędrówkę zaczęliśmy od miejsca, które znalazłam gdy szperałam w internecie w poszukiwaniu interesujących miejsc. Znalazłam artykuł. Przeczytałam kilka zdań i już wiedziałam, że koniecznie musimy tam dotrzeć.
fot. j.kordel |
"Kobieta stanęła na gruzach domu. Drżącą dłonią dotknęła ziemi. Objęła pochyloną jabłoń, przytuliła do niej siwą głowę. To była jej modlitwa za spaloną wieś. Pierwsza po 60 latach.
Obrazek pierwszy. Na wyblakłej fotografii z 1924 r. widać drewnianą cerkiew z trzema kopułami i fragment dzwonnicy. Obok rosną chude brzozy pozbawione liści, pod nimi leżą żerdzie do grodzenia świątyni."
Po tych zdaniach wyobraźnia mi się rozszalała. Widziałam tę kobietę, jabłonkę, łzy w jej oczach. Chciałam pójść jej śladem.Wsiedliśmy do samochodu, dojechaliśmy do miejscowości Średnie Wielkie i stamtąd ruszyliśmy by zobaczyć, może bardziej poczuć atmosferę dawnej wsi Choceń. Wioska leżała w małej, trudno dostępnej kotlince. Miejscowi żyli z uprawy żyta i jęczmienia, hodowali owce, kozy. W międzywojniu tętniło tam życie. Wokół domów kwitły umajone sady, pachniało kwiatami, trawą, bujnym życiem. Na podwórzach bawiły się dzieci. A potem... Potem przyszłą wojna i jej konsekwencje. Nie ominęły też Chocenia. Wystarczyło kilka godzin i wioskę zmiotło z powierzchni ziemi. Mieszkańcom dano trzy godziny na spakowanie najbardziej potrzebnych rzeczy i wywieziono. Chaty częściowo strawił ogień. Wraz z nimi lata wspomnień, śmiech i łzy dawnych mieszkańców. Echo śmiechu dziecięcego, dawnych rozmów, planów można wyczuć tam do dziś. To miejsce ma specyficzną atmosferę. Nie ma już domów, ludzi ale gdzieniegdzie widać drzewa owocowe, zarośnięte wysoką trawą, skrzętnie ukryte śpią pozostałości domów, studni, piwnic...
Tutaj udało nam się odnaleźć fragment wśród traw. fot. j.kordel |
tu również fragmenty fot. j.kordel |
Właściwie wchodząc do malowniczej doliny spodziewałam się czegoś innego. Opisy w Internecie mówią o tym, że to jedna z nieistniejących wiosek, którą przywrócono do życia. Po części rzecz jasna. Ponoć kilka lat temu oczyszczono teren, odkryto dawne fundamenty, zaznaczono miejsca budynków... Teraz, w środku lata nie znajdziecie tam tego wszystkiego. Trawa miejscami była wyższa ode mnie. Wioska znów otuliła się zielenią, skryła przed ciekawskimi oczami... Ale za to pozostała atmosfera, taka głęboka cisza, szczególny szum wiatru. Chciałabym tam jeszcze wrócić. Na spokojnie usiąść i popatrzeć. Przymknąć oczy mając w głowie słowa :
"Tu był dom, tam spichlerz, widać znakomicie zachowane piwnice. Kawałek dalej na wzniesieniu zobaczymy fundamenty cerkwi i pozostałości cmentarza..."
I wtedy na pewno za naszymi plecami dawni mieszkańcy powrócą, rozszczekają się psy, zakwitną tamte kwiaty...
Wydaje mi się, że to zwalony pień starej czereśni fot. j.kordel |
z tyłu za nami większa od nas roślinność :) fot. j.kordel |
Wiadomości i cytowane fragmenty pochodzą STĄD i STĄD
Zabrzmiało to jak piękna trochę słodko-gorzka baśń. A trawy rzeczywiście ogromne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Krysia.
Choceń to magiczne miejsce. Czuć tam historię. W trawach razem z Tyśkiem momentami ginęliśmy :)
UsuńSerdeczności!
W wielu miejscach już tylko stare drzewo lub rozsypujący się mur świadczy o minionej historii, o ludzkich istnieniach. Czasami zadaję sobie pytanie dlaczego i przypominają mi się słowa Z. Nałkowskiej "człowiek człowiekowi zgotował taki los"
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale trzeba pamiętać, że niejednokrotnie dzięki drugiemu człowiekowi los się odwracał. Nie brakowało pomocnych rąk i odwagi. Ale takie miejsca dają do myślenia. I dobrze myślmy, pamiętajmy i wyciągajmy wnioski.
UsuńPozdrawiam serdecznie, ciepło nie mam odwagi biorąc pod uwagę upał :)
I ja i Cergowa czekamy wciąż na Was. :)
OdpowiedzUsuńTrudno jest widzieć to, o czym Pani pisze. Rozminęłyśmy się o włos, no może dwa... Rzeczywiście było magicznie, ale bardziej za sprawą żubrów (?)\, które łomotały kopytami w krzakach, czy dzięcioła, który walił w usychający pień... A później bajeczna łąka, widzieliście?
OdpowiedzUsuńmi się marzą Bieszczady... i mam nadzieje w końcu spełnić to marzenie :)
OdpowiedzUsuńniezwykła ta Wasza wyprawa była, w miejsca dobrze znane, sentymentalne, jak i zakątki po raz pierwszy odkryte;-)
OdpowiedzUsuńWięc czekam na więcej tej lipcowej podkarpackiej przygody;-)
I nadziwić się nie mogę po pierwsze kiedy Ci tak włosy szybko urosły i kiedy Tysiek tak w górę wystrzelił, jeszcze trochę a mamę przerośnie;-)