niedziela, 16 sierpnia 2015

Córka piekarza, czyli o tym, że dobro pachnie ciepłym chlebem

Znacie takie powiedzenie "uczepił się jak rzep psiego ogona"? Doskonale mogłam je zastosować do książki Sarah McCoy. Zobaczyłam "Córkę Piekarza" przypadkiem, u kogoś na blogu albo w jakiejś księgarni internetowej. Nie pamiętam do końca. Ale za to dokładnie pamiętam, że potem nie mogłam wybić sobie tej książki z głowy. Nie czytałam recenzji, nie szukałam informacji, po prostu cały czas o  niej pamiętałam i miałam niesamowitą ochotę ją przeczytać. Za jakiś czas przeglądając recenzje "Tajemnicy Bzów" natrafiłam na zdanie mówiące o pewnym podobieństwie pomiędzy Leośką a "Córką piekarza". I wtedy pomyślałam, że teraz to już koniecznie muszę, najlepiej natychmiast. Jak widać po dzisiejszym tekście dopięłam swego. Zacznę od dygresji, że rzeczywiście obie powieści, moja i Sary McCoy, mają wspólną cechę: przeszłość miesza się z teraźniejszością. I wojna zmienia wszystko. Z tym, że w "Córce Piekarza" wojna toczy się po tej drugiej stronie. Elsie jest młodą, niemiecką dziewczyną, córką piekarza właśnie.


"W 1945 r. Elsie Schmidt jest naiwną nastolatką, marzącą o swym pierwszym łyku szampana i pierwszym pocałunku. Ona i jej rodzina chronieni są przed skutkami wojny przez wysoko postawionego oficera SS, który chce się ożenić z Elsie. Kiedy w wigilię Bożego Narodzenia na progu jej domu pojawia się mały żydowski uciekinier, dziewczyna musi podjąć dramatyczna decyzję. Sześćdziesiąt lat później, w El Paso w stanie Teksas, Reba Adams zbiera materiał do felietonu świątecznego dla lokalnego czasopisma. Gdy rozpoczyna wywiad z właścicielką niemieckiej piekarni "U Elsie", nie spodziewa się, że wróci tam wiele razy. Usłyszana historia ożywia w niej wspomnienia własnej dramatycznej przeszłości, zaś pytania Reby przypominają Elsie bolesne wydarzenie posępnego, ostatniego roku II wojny światowej. Obie kobiety muszą zmierzyć się z nieprzyjemnymi prawdami z przeszłości i znaleźć w sobie odwagę, by wybaczyć."

To oficjalna notka opisująca książkę. Nie do końca się z nią zgadzam. Dla mnie Elsie może wydorośleje wraz z tym jak potoczą się jej losy, ale nie uważam jej za naiwną. Przeciwnie wydaje mi się, że z całej rodziny to ona dostrzega najwięcej, że ona ośmiela się wątpić w ideologię narzuconą Niemcom przez Hitlera. Matka, ojciec, zgadzają się z tym co dzieje się dookoła. Nawet jeżeli dostrzegają niesprawiedliwość dochodzą do wniosku, że tak musi być dla dobra kraju. Jedynie Elsie jest nieco inna, choć zdaje sobie sprawę, że żeby przeżyć nie należy zbyt głośno mówić o tym co naprawdę się myśli. I to, że to ona otwiera drzwi małemu żydowskiemu chłopcu, Tobiasowi, decyduje o późniejszy losie i jego i jej. Ale żeby była jasność: Elsie nie jest wielką bohaterką. Nie na początku. Przyjmuje małego uciekiniera by spłacić pewien dług, a nie dlatego, że chce koniecznie uratować go z rąk szalejącego w pościgu gestapo. Dopiero potem, z biegiem czasu dojrzewa do podjęcia świadomego ryzyka. I zaczyna kochać chłopca. A sytuacja nie jest łatwa. Jedyną osobą, która wie o ukrytym dziecku jest własnie ona. Ani matka ani ojciec niczego się nie domyślają. Elsie adorowana przez oficera SS, bywającego w ich domu, nie ma łatwo. Musi opanować strach i żyć tak jakby nie miała żadnych tajemnic. I żeby chronić swoją rodzinę i ukrytego Tobiasa przyjmuje pierścionek zaręczynowy i znów przeżywa wstrząs gdy odkrywa skąd pierścionek pochodzi.
Poza odpowiedzialnością za matkę, ojca i ukrywane dziecko, Elsie doskonale wie, że wszystko co zrobi może też zaważyć na losie jej starszej siostry, która przebywa w hitlerowskim ośrodku Labensborn, miejscu gdzie czyste rasowo kobiety miały jedno zadanie: rodzić doskonałe dzieci. O tych ośrodkach wrzucę Wam tekst już niebawem, muszę go tylko odszukać, bo pisałam go jakiś czas temu ale wydaje mi się że przypomnienie nie zawadzi. O tym traktuje część, która dzieje się w przeszłości. Sporo tam grozy, gestapo nie tylko w krajach okupowanych zebrało krwawe żniwo, sporo tam też miłości, poświęcenia i tragedii. I spojrzenia na losy tamtych ludzi przy wykorzystaniu całej palety barw. Chociażby narzeczony Elsie. Wysoko postawiony oficer SS. Służący Rzeszy. Wypełniający rozkazy. Bo tak trzeba. A jednak nie mogący się z tym pogodzić. Często zapominamy, że ludzcy ludzie byli wszędzie i że czasem to właśnie to człowieczeństwo uniemożliwiało życie.
Teraźniejszość to starsza Elsie, jej córka, piekarnia, która pachnie i karmi nie tylko puste żołądki ale też zgłodniałe serca. To zagubiona Reba, dziennikarka, która nie może uporać się z przeszłością a co za tym idzie nie radzi sobie z tym co tu i teraz.
"Córka piekarza" to doskonała powieść. Umiejętnie napisana, mądra, wnikliwa, umiejąca trafić do serca czytelnika i zostać tam na bardzo, bardzo długo.       

4 komentarze:

  1. Jeszcze długo będziemy rozpatrywać zawiłe wątki strasznych czasów jakimi była wojna.
    Nie jednokrotnie będą to tematy tak trudne dla ludzi, którzy starają się zapomnieć i żyć w dzisiejszych realiach. A wydaje mi się, że jeszcze bardziej trudne do zrozumienia dla ludzi takich jak ja, którzy urodzeni są już w czasach pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka mi się bardzo podobała ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcę ją przeczytać, mam ją na uwadze od dawna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam, ale już o książce słyszałam, będę ją na pewno chciała przeczytać.

    A tak z innej beczki. Skończyłam czytać "Tajemnica bzów" - rewelacja :) czekam na następne części z serii o Malowniczym - uwielbiam to miasteczko :) Moje pytanie - kiedy następna książka?

    OdpowiedzUsuń