niedziela, 30 sierpnia 2015

Mój własny bieszczadzki anioł

To tutaj podziwialiśmy i się posilaliśmy.
fot.jkordel
Tak, własnie tak. Poza niesamowitymi wrażeniami z Chocenia, o którym pisałam w poprzednim poście, tej wędrówce zawdzięczam, że bieszczadzkie anioły, o których do tej pory jedynie słuchałam i czytałam nabrały bardziej realnego kształtu. Ale od początku. Opuściliśmy teren wioski i powędrowaliśmy dalej. Z lasu, wielkich, wyrośniętych traw wyszliśmy nagle w miejsce gdzie drzewa już nie zasłaniały widoków i stanęliśmy oniemiali z zachwytu. Wokół nas panowała cisza,szumiał wiatr a przed nami rozpościerały się góry. Kuszące swym bezkresem, wabiące niezdobytymi szczytami. Mogłabym napisać, że staliśmy tak jeszcze długo napawając się pięknem i tą specyficzną atmosferą, która pojawia się zawsze, gdy zdobędzie się jakiś szczyt. Nieważne czy górski, czy ten który wytyczyliśmy sobie w życiu. Mogłabym, ale nie napiszę, bo zwyczajnie bym skłamała. Może i by tak się stało gdyby nie Tysiek. Nasz syn spojrzał dookoła, nareszcie się uśmiechnął (bo większość drogi patrzył na nas jak na osoby, które postradały resztki rozumu i nie wiedzieć czemu ciągną go w skwarze i w pełnym słońcu nie wiadomo gdzie, po co i na co), jemu też spodobało się to co zobaczył i głosem nieznoszącym sprzeciwu zażądał:
- To teraz kiełbasa, musztarda i chleb!
Tysiek najedzony to znaczy szczęśliwy :)
fot.jkordel

urokliwa łąka
fot.jkordel

Sami rozumiecie, że w takich warunkach trzeba było zająć się bardziej przyziemnymi sprawami niż podziwianie widoków. Ale jeżeli byście się skusili i poszli naszym śladem koniecznie trzeba iść z Chocenia dalej, nie zawracać. Widok zapiera dech w piersiach. A kiełbasę i musztardę też koniecznie należy zabrać do plecaka :) Po intensywnym, szybkim marszu smakuje wybornie :) Zjedliśmy, posiedzieliśmy (a zapomniałam wspomnieć, że okolica jest ostoją żubrów, my tylko słyszeliśmy, nie udało nam się zobaczyć, ale może ktoś z Was będzie miał więcej szczęścia) i poszliśmy dalej. W pierwszym momencie trochę się zgubiliśmy, nie mogliśmy znaleźć szlaku, ale czasem warto,bo dzięki temu natrafiliśmy na wspomnianego wyżej anioła. Bieszczadzkie anioły kojarzą mi się głównie z piosenką SDM:

Anioły są takie ciche
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Gdy spotkasz takiego w górach
Wiele z nim nie pogadasz

Najwyżej na ucho ci powie
Gdy będzie w dobrym humorze
Że skrzydła nosi w plecaku
Nawet przy dobrej pogodzie

Anioły są całe zielone
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Łatwo w trawie się kryją
I w opuszczonych sadach

W zielone grają ukradkiem
Nawet karty mają zielone
Zielone mają pojęcie
A nawet zielony kielonek 
najpierw wyłoniły się owce
fot.jkordel

Ten mój jest całkowicie inny. Może ten kielonek by się zgadzał, ale ręki nie dam sobie uciąć bo nie sprawdzałam. Mój anioł pojawił się znienacka. Najpierw wyszły owce. Kilka sztuk, rozpierzchły się po obu stronach drogi, widzieliśmy je z pewnego oddalenia, potem pojawiły się kolejne w towarzystwie wielkiego psa, a potem wyszedł on. Z długim mocnym kijem. Kroczył wśród owiec, wokół niego biegały psy, wyglądał nieziemsko. Naprawdę, to nie jest ekscytacja mieszczucha widzącego owieczki i pasterza. Takie widoki nie są mi obce, natomiast ten... Był szczególny.  I na pewno, wbrew temu co mówi piosenka nie był cichy. Krzyczał, gadał z psami i klął jak szewc. Z nami wymienił uścisk dłoni, zaklął szpetnie, kazał się zatrzymać. Jak anioł stróż dbający o to by każdy pod jego opieką przebył bezpiecznie drogę, która jeszcze przed nim. Nadal klnąc wyjaśnił, że ten .... i ...... kropkuję żeby nie gorszyć wrażliwych uszu, został mu w lesie z ..... i...... A na pewno nie da do siebie podejść, bo tutaj coś niezrozumiale zamruczał. Stawiam na kolejne kropki :) Jak się potem okazało chodziło mu o psa, który został w tyle umizgując się do psiej dorodnej panny. Rzeczywiście pojawił się po chwili, ogromny kudłacz i czarna suczka. Pasterz najpierw wykrzyczał mu co o nim myśli, potem zebrał stado, popatrzył na nas wyblakłymi, mądrymi oczami i uniósł do góry rękę.
Poczułam się jakbym własnie otrzymała błogosławieństwo. Nie powiedział już nic. Odszedł niespiesznie. Wyglądał tak jakby od setek lat przemierzał bieszczadzkie bezludne ścieżki i tak jakby miał tam zostać na zawsze. I właśnie teraz gdy myślę o bieszczadzkich aniołach widzę ten obraz opisany powyżej. Mój Anioł, ma zmarszczki, klnie potwornie i jest tak przesiąknięty Bieszczadami jak tylko można. Wędruje wśród owiec z psami przy boku. Być może i Wam się objawi z ludzko-anielską twarzą... Już pod koniec wędrówki znaleźliśmy starą, powyginaną podkowę. Miałam wrażenie, że to własnie on nam ją zostawił. Nasz prywatny, bieszczadzki anioł.
odchodzące stado
fot.jkordel

oddalający się niespiesznie anioł
fot.jkordel
 
   

9 komentarzy:

  1. Poruszyła Pani moją wyobraźnię. Nim doczytałam wpis do końca już wyobrażałam sobie tego bieszczadzkiego Anioła. Przypomniał mi się mój pobyt w Szczawnicy, kiedy czekając na busa
    zobaczyłam jak samochody nagle rozstępują się po bokach drogi, a środkiem szosy wędruje wielkie stado owiec z pięknymi psami po bokach. Na końcu Oni - baca i pewnie pomocnik. To był super widok. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie spotkania mają w sobie coś niesamowitego, magicznego wręcz :)

      Pozdrawiam bardzo ciepło i proszę ode mnie pozdrowić góry!

      Usuń
  2. Taka podkowa musi przynieść dużo szczęścia.
    Pozdrawiam
    Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nie tylko musi ale chce:)
      Serdeczności przesyłam!

      Usuń
  3. Piękna, bieszczadzka wędrówka i piękne jej opisanie. A anioł...Tak, myslę że własnie takie one są.Mocne, pełne prawdy, wyrazistości, wiedzy i doświadczenia.
    P.S. Mieszkam blisko Bieszczadów(Bieszczad?) a jeszcze nie wędrowałam tak po nich. Może kiedys...
    Pozdrawiam ciepło i dziękuję za ten wspaniały tekst!:-))*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak własnie myślę, że anioły wcale nie są anielsko piękne, w potocznie rozumieniu tego słowa. One są piękne tak inaczej, prawdziwie. Mają to piękno zapisane w załomach zmarszczek, w siwych włosach, mądrych oczach...
      A do wędrówki zachęcam, Bieszczady są magiczne, jak większość gór zresztą:)
      Pozdrawiam serdecznie i ciepło

      Usuń
  4. nie widzialam, że Anioły przeklinają, ja jeszcze swojego nie spoktałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to był anioł z tego rodzaju:
      Odfrunęły anioły do ciepłych krajów
      tylko jeden w karczmie na rozstaju
      głuchy na boskie wołania
      hulał z karczmareczką do świtania

      pióra piwem zlane sosem musztardowym
      skaranie boskie z takim aniołem
      jedno skrzydło złamał drugie zastawił
      wszystkich wycałował pod ławę się zwalił

      Ja też spotkałam pierwszego w życiu :)

      Pozdrawiam już niestety nizinnie.

      Usuń
  5. ale historia, jeszcze opowiedziana Twoimi słowami chciało by się czytać jeszcze i jeszcze;-)
    a wspomnienie tego spotkania będzie wspaniałą pamiątką grzejącą w zimowe wieczory;-)
    i jeszcze ta piosenka powyżej, jedna z moich ulubionych SDM-u;-)

    P.S. już wiem jak Tysiek tak wyrósł, dużo świeżego powietrza i dobre jedzenie;-)
    uściski serdeczne posyłam z buchającego żarem Podkarpacia;-)

    OdpowiedzUsuń