poniedziałek, 14 września 2015

Skoro zaczęliśmy od Tuwima...

No właśnie to zróbmy dzień Tuwimowy. Kiedyś napisałam tekst o jego mamie. O pani Adeli. Smutny to był artykuł. Ale dotyczący Julka. Stanowiący część jego życia. Chciałabym go przypomnieć. Ci którzy już czytali może sobie odświeżą. Albo mogą ominąć. A ci którzy dopiero od niedawna do mnie zaglądają może popadną razem ze mną w lekką zadumę...

Na smutno: o Adeli Tuwimowej, Zofiówce i Otwocku

Zofiówka dawniej (zdjęcie pochodzi stąd)
Posty o Otwocku i Willi Julii sprawiły, że zaczęłam podczytywać o swoim mieście. Niby mieszkam tu od urodzenia, znam uliczki, zaułki, domy, jakieś urywki historii mieszkańców obecnych i dawnych, ale jakoś tak mało mi było tych skrawków opowieści i zapragnęłam więcej. Czytam w sposób niestandardowy i dość charakterystyczny, który moja rodzina rozpoznaje bezbłędnie. Moja córka  weszła  ostatnio do pokoju, przejrzała stertę książek leżącą na stole i zapytała:
- O co chodzi tym razem? O Tuwima? - zgadywała zerkając na tytuły - Andriollego? Psychicznie chorych?
- O Otwock - wyjaśniłam.
- Aha - skwitowała bez zdziwienia.
Ta scenka doskonale obrazuje jak wygląda u mnie zainteresowanie tematem:) Zwykle zaczyna się od jednej książki, albo jakiegoś zagadnienia, a potem gdy zainteresowanie mutuje rozrastają się też moje lektury. Tym razem sterta dotyczyła głównie Zofiówki i matki Tuwima. Tragiczna historia pani Adeli przypomniała mi się gdy przechodziłam koło jednego z domów na ulicy Reymonta. A że zanim wojenne losy zagnały ją do tego miejsca przebywała w otwockiej Zofiówce to tak mi się jedno z drugim skojarzyło i stąd te dwa tematy zaprzątnęły mi głowę (będzie na smutno:( ). Ale zacznijmy od Tuwima i jego mamy. Sam Tuwim tak o niej pisał:

„Była to kobieta o rzadko spotykanej czułości serca a choć w naszym domu, jak to się mówi, »nie przelewało się«, całe życie pomagała ludziom, ucząc też swoje dzieci (mnie i siostrę) uprawiania czynnej, praktycznej dobroci, dającej ludziom istotną pomoc i korzyść. Uczyła nas szacunku dla ludzi pracy, ludzi prostych, wpajała w nas zasady chrześcijańskie (choć oficjalnie nie byliśmy chrześcijanami) i demokratyczne. Całym sercem kochała Polskę, jej kulturę i literaturę, i gdy jeszcze nie umiałem czytać, sama odczytywała mi najpiękniejsze wiersze polskie, nuciła śliczne, stare piosenki... To, że stałem się poetą, Jej przede wszystkim zawdzięczam”.

Ale pani Adela była też osobą znerwicowaną, chorą psychicznie co niewątpliwie odbiło się też na jej synu. Tuwim urodził się z ciemną plamą na policzku. Koledzy nazywali go: "Julek z myszką" (czyli plamą na twarzy). Matka obwiniała się o tę skazę. Co więcej upatrywała pojawienie się jej jako karę za jej przewinienia, za demoniczny znak.  Uważała, że chłopiec jest naznaczony.  Plama była również obiektem drwin i szyderstw ze strony rówieśników a nawet dorosłych. Gdy połączymy obsesję matki na tym punkcie i szyderstwo otoczenia możemy sobie wyobrazić jak wielki wpływ znamię miało na całe życie Tuwima. Ale właściwie nie o tym miałam pisać tylko o Adeli. Otóż jak już wspomniałam matka Julka była znerwicowana i miała skłonności do popadania w melancholie. Pod koniec lat trzydziestych ten stan nasilił się. Niewątpliwie duży wpływ na to miały pogłębiające się w tym czasie w Polsce antysemickie nastroje. Panią Adelę dręczyły koszmary i wizje, w których to świat zostaje opanowany przez "endeków", którzy prześladują i nienawidzą jej syna. W końcu po nieudanej próbie samobójstwa Adela Tuwimowa została przywieziona do Otwocka, do Zofiówki. Był to szpital dla nerwowo i psychicznie chorych Żydów. Nazwę wziął od fundatorki   Zofii Edelmanowej, która sprzedała swoją biżuterię i tak pozyskane środki przeznaczyła na wybudowanie ośrodka.  Początkowo Zofiówka składała się z jednego pawilonu, potem dobudowano następny dla kobiet. Po jakimś czasie dostawiono jeszcze jeden. Żeby zdać sobie sprawę z ogromu przedsięwzięcia trzeba wspomnieć. że w tamtych latach leczenie chorób umysłowych dopiero raczkowało. Podobna placówka była w podberlińskim Zehlendorfie. Do Zofiówki trafiali głównie biedni nie posiadający środków na leczenie Żydzi. Poddawano ich kuracji bezpłatnie. Tylko za niewielką część płaciły rodziny.  Ponadto Zofiówka słynęła z odkrywczych metod leczenia. Między innymi wierzono w uzdrawianie psychicznie skrzywionych pacjentów za pomocą pracy.Przedwojenny publicysta i redaktor Cezary Jelentta  tak o tym pisał:
„Wszyscy – lub prawie wszyscy – a jest ich, płci obojga, przeszło 200, coś robią, wszyscy „spokojni” dają się ująć w karby koordynacji (...), wprząc w jakąś więź solidarności, w jakiś rytm socjalny. Kobiety szyją, coś tam ścibią z kawałków przykrojonych przez instruktorkę i oto wkrótce jest gotowa porządna bluzka” 

O samym sanatorium napisał:

„bogactwo parku leśnego, najpiękniejszego w całym Otwocku, piękne dęby i świerki, jałowce wielkie jak sosny”... 
„Piękne osiedle opieki z białemi, schludnemi w każdym swym zakącie pawilonami – jest największą i przy całej kołowatości myśli swoich pensjonariuszy najoryginalniejszą atrakcją Otwocka”.


Zofiówka (fotografia stąd)
Do tego właśnie miejsca trafiła matka Tuwima. W wielu materiałach opisujących te zdarzenia można znaleźć informację, że tu też zginęła w czasie likwidacji szpitala. Bo nadeszła wojna i w okupowanym przez Niemców Otwocku utworzono Getto. Zofiówka znalazła się w jego obrębie w części nazywanej kuracyjną. Placówka funkcjonowała nadal jako jedyna na terenie Generalnej Guberni zajmująca się chorymi umysłowo Żydami. Jednak warunki panujące na terenie zakładu pogarszały się z dnia na dzień, tak samo zresztą jak w całym getcie. W Zofiówce w ramach prowadzonych przez nazistów akcji T4 (likwidacją życia niewartego życia)  na powolną śmierć głodową zostało skazanych 350 pacjentów. Tych którzy przetrwali rankiem 19 sierpnia 1942  roku  (likwidacja getta otwockiego) spędzono wraz z personelem do pawilonu I i w większości zabito. Resztę wywieziono do TreblinkiLikwidacje szpitala przeżyło jedynie kilku lekarzy, którym udało się uciec sanitarką do Warszawy. Nocą poprzedzającą te wydarzenia pozostały personel - dr Maślanko, dr Lewinówna i kierownik ośrodka dr Włodzimierz Kaufaman, odebrał sobie życie zażywając cyjanek potasu. Ale wśród pacjentów nie było matki Tuwima. Jej los spędzał Jukowi sen z powiek. W roku 1939 tak pisał z Paryża w liście do przyjaciół:
„Gestapo w Polsce znalazłoby z łatwością wszelkie powody, aby mnie odesłać na tamten świat. Szczęśliwy jestem, że moja siostra Irena wraz ze szwagrem (Stawiński) też są w Paryżu. Trapi mnie tylko bezustannie myśl o starej, chorej Matce, którą zostawiłem bez pieniędzy w Otwocku. Ale wyjazd nastąpił tak niespodziewanie... i błyskawicznie. W każdym razie podaje adres: A. Tuwimowa Otwock ul. Słowackiego 16.”

To jeden z niewielu tropów, które naprowadzają na ślad matki Julka. Przypuszcza się, że podobnie jak wielu lepiej sytuowanych Żydów ukrywała się poza terenem getta. Ponoć najpierw mieszkała przy ulicy Ceglanej  (w latach 80 XX wieku przyjechało kilku ludzi na Ceglaną i pytali o to w którym domu mieszkała pani Adela. Właścicielka posesji potwierdziła, że to tutaj i że opowiadała jej o tym nieżyjąca  krewna. Tuwimowa miała przebywać tam wraz z opiekunką, ale jak długo nie wiadomo), do której od Zofiówki było najbliżej. Ostatnim domem i zarazem miejscem, w którym panią Adelę dopadły wszystkie rojące się w jej chorej głowie obawy był dom przy ulicy Reymonta wtedy 1 dziś 7. Tam dopadli panią Adelę Niemcy zastrzelili ją a ciało wyrzucili przez balkon. Matka Tuwima została pochowana na podwórku, na które wyrzuciły ją nieznające litości ręce oprawców... 
Dziś Pani Adela spoczywa na Łódzkim cmentarzu, a Tuwim napisał przejmujący wiersz:

Matka
Jest na łódzkim cmentarzu,
 Na cmentarzu żydowskim,
 Grób polski mojej matki,
 Mojej matki żydowskiej. 

 Grób mojej Matki Polki,
 Mojej Matki Żydówki,
 Znad Wisły ją przywiozłem
 Nad brzeg fabrycznej Łódki. 

 Głaz mogiłę przywalił,
 A na głazie pobladłym
 Trochę liści wawrzynu,
 Które z brzozy opadły.

 A gdy wietrzyk słoneczny
 Igra z nimi złociście,
 W Polonię, w Komandorię
 Układają się liście. 

II

 Zastrzelił ją faszysta,
 Kiedy myślała o mnie, 
 Zastrzelił ją faszysta,
 Kiedy tęskniła do mnie.

 Nabił - zabił tęsknotę,
 Znowu zaczął nabijać,
 Żeby potem... - lecz potem
 Nie było już co zabijać.

 Przestrzelił świat matczyny:
 Dwie pieszczotliwe zgłoski,
 Trupa z okna wyrzucił  

 Na święty bruk otwocki.

 Zapamiętaj, córeczko!
 Przypomnij, późny wnuku!
 Wypełniło się słowo:
 "Ideał sięgnął bruku".

 Zebrałem ją z pola chwały,
 Oddałem ziemi-macierzy...
 Lecz trup mojego imienia
 Do dziś tam jeszcze leży.


Dom w którym ukrywała się Pani Adela nadal istnieje, choć nie ma już balkonu, z którego została zrzucona. Mieści się przy ulicy Reymonta 7. A Zofiówka... Zofiówka straszy ruiną, powybijanymi oknami, ale ponoć nie tylko. Podobno nocami słychać z tych murów krzyki i jęki. Co niektórzy twierdzą, że widzieli tam jakieś cienie i postacie... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz