wtorek, 8 grudnia 2015

Kasia Kwiatkowska uchyla rąbek tajemnicy... Czyli wywiad.

Zapraszam Was wszystkich do przeczytania wywiadu. Pytania są Wasze, mieliście okazję podpytać o to co naprawdę Was interesuje. Już niebawem ogłoszenie konkursu, zdradzę tylko, że po części już wiadomo do kogo powędruje zbrodnia... Ale wybór jest trudny i dlatego proszę o jeszcze chwilę cierpliwości. A teraz zapraszam do lektury:

Monika Płatek:
1. Który z kryminałów Agathy Christie jest pani ulubioną pozycją, do której pani chętnie wraca i dlaczego?
Najbardziej lubię chyba „Morderstwo w Orient Ekspresie” i „Śmierć na Nilu”. Obie są perfekcyjnie skonstruowane, każda scena coś wnosi, zakończenie jest zaskakujące. I akcja obu rozgrywa się w ciekawym otoczeniu.
2. Nie czytałam dotychczas żadnej pani książki. Jestem ciekawa w jaki sposób, w postaci trzech argumentów, zachęciłaby mnie pani do sięgnięcia po którąś z książek.
Trudne zadanie… Wątpię, czy znajdę aż trzy argumenty. Mogę co najwyżej służyć rekomendacjami:
- jeśli lubi Pani zagadki kryminalne, w których trup nie odgrywa głównej roli, a agresja się nie pojawia,
- jeśli chciałaby Pani zamieszkać na kilka dni w ziemiańskim dworze na przełomie XIX i XX wieku,
- i jeśli chciałaby Pani odrobinę (naprawdę odrobinę) poznać szczegóły życia Polaków pod pruskim butem,
to być może moje książki spodobałyby się Pani.
3. I ostatnie pytanie jak brzmi pani życiowe motto?
Zawsze jest to imperatyw Kanta, sprowadzający się do zalecenia: Traktuj innych, jak sam chciałbyś być traktowany. Lubię też pocieszać się słowami Szekspira: „Pamiętaj, że najlepszych ludzi uformowało naprawianie własnych błędów”.
Aniela Ruczaj:
4. Pisze Pani o zbrodniach i chociaż domyślam się, że raczej nie jest Pani zawodową zbrodniarką (;-)), to czy zdarza się Pani pomyśleć: dobrze by było tą/tego osobnika...
Jasne, że tak J. A od przejścia do czynów powstrzymuje mnie świadomość, że nie potrafiłabym popełnić zbrodni doskonałej.
5. Czy pisząc kryminały, próbuje je pani zaplanować od razy w czasie historycznym, czy też najpierw "dzieją się" one w naszych czasach?
Podstawową kwestię – kto kogo zabił i dlaczego – rozważam w oderwaniu od epoki   historycznej. Dalej jest to niemożliwe, gdyż wszystkie elementy książki uzależnione są od określonego czasu: sposób popełnienia zbrodni zależy od stanu techniki, prowadzenie śledztwa zależy od stanu medycyny i techniki, motywacja od priorytetów społeczeństwa. Do tego dochodzi całe tło – nowinki, wnętrza, kulinaria, cała codzienność – typowe dla ściśle zdefiniowanego czasu.
Jola:
6. Kocham książki utrzymane w klimacie retro i bardzo mnie cieszy każdy kryminał napisany w tej konwencji. Oczywiście nie ma się co dziwić, że mój ukochany kryminał to "Arszenik i stare koronki" Proszę podać tytuł swojego ulubionego kryminału retro?
Szczerze mówiąc, bardziej od kryminałów retro lubię kryminały historyczne – przede wszystkim powieści Stevena Saylora o Gordianusie (zwłaszcza kilka pierwszych części), także niektóre tomy historii o Eraście Fandorinie.
7. Czy wśród naszych współczesnych autorów tego typu kryminałów/a jest ich sporo/ znajduje pani kogoś, kogo twórczość jakoś panią uwiodła?
                Bardzo podobają mi się (niektóre) książki dwóch polskich autorów kryminałów historycznych,                ale nie powiedziałabym, by mnie uwiodły. Przynajmniej nie tak, jak Saylor.    
8. Czy lubi pani i czyta typowo "babską" literaturę, czy też może omija pani ją szerokim łukiem?
Właściwie od kilku lat czytam przede wszystkim powieści, których akcja rozgrywa się w XIX i na początku XX wieku – to pomaga pozostać w kręgu tamtych spraw, lepiej wczuć się w mentalność tych ludzi, by łatwiej potem o nich pisać. Bardzo lubię książki Jane Austen i George Eliot, choć powieści tej ostatniej, zwłaszcza Miasteczko Middlemarch, należą raczej do literatury społecznej.
Ze współcześnie napisanych książek, które można by zaliczyć do literatury kobiecej, przeczytałam dwa tomy Cukierni pod Aniołem, a także Tajemnicę bzów. Bardzo mi się podobały, zatem odpowiedź na pytanie brzmi: nie, nie omijam tej literatury, choć sięgam raczej po książki nawiązujące do przeszłości.
Margotka z Krakowa
9. Czy Jan zaprzyjaźniłby się z krakowianinem? Mam na myśli Kacpra Ryxa.
Marzy mi się spotkanie Jana z innym krakowianinem: Tadeuszem Boyem Żeleńskim, moim ulubieńcem. Kacper Ryx i Jan to trochę odległe epoki, ale ich przyjaźń byłaby teoretycznie możliwa. Na pewno by się nie nudzili.
Anonim:
10. Czy u Pani pomysły na książki rodzą się niejako "na zamówienie". W sensie skończyłam jedną, co by tu teraz napisać? Czy wręcz przeciwnie - siedzą w łowie całymi stadami, a Pani "odławia" jeden z wielu?
Pomysły na książkę rodzą się stopniowo – zbieram drobiazgi, pomysły na motyw, pięknie brzmiące zdania, notuję absurdalne sytuacje, dziwaczne nawyki, ciekawe historie. Pewnego dnia dwa elementy dopasowują się – niczym puzzle – i od tego miejsca zaczynam dokładać kolejne klocki: miejsce, osobę, słowa, wydarzenie historyczne, następną osobę itd. Książka to raczej zbitek bardzo, bardzo wielu drobnych pomysłów, oplecionych wokół wątku głównego.
10A. I czy książka w całości jest zaplanowana, czy niesie Panią historia bez bardziej szczegółowego, wcześniejszego planu?
Myślę, że kryminału nie można napisać bez planu. Te wszystkie zbiegi okoliczności, dozowane prawdy, kłamstwa, zmyłki, tropy i dowody, wszystkie one muszą zostać starannie przemyślane i rozmieszczone. Odpowiadając zatem na pytanie: szczegółowo rozplanowuję każdą powieść. A to planowanie trwa dłużej niż pisanie pierwszej wersji.
Izunia R.
11. Opisze Pani "swoje miejsce na ziemi"?
Jest ciche, jasne i jest w nim pies. A w pobliżu są przyjaźni ludzie, którzy nigdy się nie narzucają.
12. Przypisze Pani do każdej litery imienia cechę, która Panią opisuje?
                K – krnąbrna, A – apodyktyczna, S – sceptyczna, I – introwertyczna, A - ambitna
13. Kocha Pani podróże? Jakie jest najbardziej malownicze miejsce, w którym Pani była?
Kochać to może nie, to trochę za duże słowo. Po prostu lubię podróże. Najbardziej malownicze znane mi miejsce to wyspa Capri.
14. Dzieciństwo. Opowie mi Pani coś o swoim? Jakieś wspomnienie? Zapach, który zawsze będzie się Pani kojarzył z dzieciństwem?
Oto wspomnienia: Złotowłosy pies. Przedszkole w parku. Groszek wyjadany wprost ze strączka. Skakanka. Pyzy z sosem powidłowym i kopytka z cukrem. „Dzieci z Bullerbyn”. Sukienka z kaczuszką. Wujek, który wyglądał jak Julio Iglesias. Plaża. Melodia, którą gwizdał Tata (teraz wiem, że to temat z „Ojca chrzestnego”).
15. Jaka jest Pani ulubiona potrawa?
                Ratatouille.
15A. Jeśli już przy tym jesteśmy, załóżmy, że proces napisania i wydania książki to potrawa. Jakie według Pani powinna mieć składniki?
Staram się komponować tę potrawę z trzech głównych składników: zagadka kryminalna, obyczajowość (z kulturą materialną) i zjawisko historyczne typowe dla Wielkopolski.
16. Co sprawia Pani największą trudność w pisaniu?
                Opisywanie emocji bohaterów.
17. Jakie to uczucie:
* widzieć w księgarni swoją powieść,
                W moim przypadku – żadne.
* wziąć pierwszy raz do ręki swoje dzieło,
                Jak wyżej.
* czytać recenzje swojej książki,
Jest to ogromny stres. Liczyłam, że osłabnie, ale z każdą kolejną książką zdenerwowanie jest większe.
* usłyszeć opinie bliskich o swojej powieści?
                Z założenia nie biorę tych opinii pod uwagę, bo nie są obiektywne.
18. Załóżmy, że mogłaby Pani na chwilę przenieść się do świata przedstawionego w dowolnej powieści, jaką by Pani książkę wybrała i dlaczego? A może żadną?
Gdy czytam książkę, która mi się podoba, zawsze chcę przenieść się w opisywany świat. Ten stan szybko jednak mija, gdy tylko praktycyzm weźmie górę i uświadomię sobie, z jakimi niedogodnościami musiałabym się zmierzyć w tej innej rzeczywistości. Wolę więc pozostać przy znanych sobie kłopotach, niż oswajać nowe. Ale przez kilka lat marzyłam, by móc przenieść się na Wyspę Księcia Edwarda.
19. Jakiego gatunki książki Pani nigdy nie napisze?
                Science fiction. Po prostu nie znam się na tym.
Kasia Piwoda:
20. Okres mikołajkowo-przedświąteczny czuć już na każdym kroku, czy łatwo jest Pani wybrać prezenty dla swoich najbliższych, czy tak jak i ja ma z tym wyborem problemy i kupuje Pani prezenty w ostatniej chwili, nie do końca będąc pewną, czy dobrze Pani wybrała?
Ha! Muszę się pochwalić. Jestem rodzinnym mistrzem w wymyślaniu prezentów (działam również na zlecenie i organizuję prezenty w imieniu wielu osób dla wielu osób), a do tego zabieram się za to z wyprzedzeniem. Tu akurat powód jest prozaiczny – nie znoszę tłumów i zamieszania.
20A.  I czy daje/dała Pani komuś w prezencie choinkowym/mikołajkowym swoją książkę?
Nie. Ani w urodzinowym, imieninowym czy rocznicowym. Prezent kojarzy mi się z czymś cennym, ważnym dla obdarowywanego, a nie chcę samowolnie umieszczać swoich książek w tej kategorii.
21. Czy lubi Pani kończyć pisać daną książkę, czy wręcz przeciwnie, odwleka Pani ten moment, bo jest Pani zżyta ze swoimi bohaterami i ciężko jest z nimi się rozstać?
Tak jak wspomniałam wyżej, kryminał pisze się – czy raczej: ja piszę – według planu. Wydarzenia następują w określonej kolejności, śledztwo się toczy, wszystko zmierza do nieuchronnego finału, którego nie można odwlekać, którego nie da się odwlekać. Przyznaję natomiast, że zdarzają się bohaterowie, którzy w założeniu mieli być postacią trzecioplanową, ale tak dobrze się sprawują, są zabawni lub urozmaicają akcję tak wyśmienicie, że ich rola już w trakcie pisania wyrasta poza plan. To jednak nie ma wpływu na nadejście końca.
22. Jak zachęciłaby Pani kogoś, kto stroni od książek, żeby się przełamał i chociaż spróbował przeczytać właśnie Pani książkę?
Jeśli ktoś stroni od książek, to absolutnie nie zachęcałabym go do rozpoczynania  kariery czytelniczej od moich książek. Bo jeśli ktoś nie czyta, to najprawdopodobniej ogląda filmy i lepiej byłoby podsunąć takiej osobie książkę o bardziej dynamicznej akcji, bez tego dodatku historyczno-społecznego. Zaproponowałabym coś uniwersalnego: klasyk Agathy Christie lub „Co do grosza” Archera.
J.smolarek:
23. Jaki kolor ma Pani szczęście?
                Czerwony.
24. Czy wierzy Pani w duchy i zjawy, w spotkania z nimi i to, że jak się ukazują, to chcą ostrzec?
                Nie.
25. Czy jest pani przesądna?
Nie wierzę w czarne koty, drabiny i pechowe trzynastki, ale bywają dni, gdy zaczynam wierzyć w różna prawa – w prawo serii, prawo Murphy’ego. Istnieją też liczby, które wolę od innych, ale nie wiążą się z tym żadne przesądy.
26. Co pani sądzi o kobiecej intuicji?
Myślę, że intuicja to typowa dla kobiet zdolność do mimowolnego  dostrzegania bardzo wielu szczegółów, które mężczyznom umykają. Przeczucia kobiet nie biorą się z jakiejś nadnaturalnej mocy, lecz są wypadkową poczynionych, nieuświadomionych obserwacji.
27. Czy ma pani jakiś talizman, coś, co przynosi szczęście, pomaga przetrwać gorsze dni?
Nie, nie mam talizmanu. A na gorsze dni polecam rozmowę z psem: wysłucha, popatrzy współczująco i nigdy nie powie: „A nie mówiłem?”.
28. Pani recepta na chandrę.
                Wykonać jakąś pracę, której efekty są od razu widoczne.
29. Pani ukochana książka to… i dlaczego....
                „W poszukiwaniu straconego czasu” – bo tak jak autor uwielbiam dzielić włos na czworo.

Magdalena Kordel:
30. Gdyby dane nam było przenieść się w czasie i trafilibyśmy w lata, w których żył Jan i zupełnie przypadkiem wylądowalibyśmy 24 grudnia w wielkopolskim dworze co byśmy tam zastali? Jakie potrawy tradycyjne przygotowywano na wieczerzę wigilijną?
Myślę, że ze wszystkich dni w roku, ten szczególny – w razie nagłej podróży w czasie – zaskoczyłby  nas najmniej. Wiele codziennych zwyczajów przeminęło, nasz tryb życia zmienił się całkowicie, ale nadal kultywujemy większość wigilijnych tradycji: biały obrus, choinka, Gwiazdor, pierwsza gwiazdka, dzielenie się opłatkiem, śpiewanie kolęd, wspólna wyprawa na pasterkę.
Gdybyśmy więc nagle znaleźli się 24 grudnia 1900 roku w wielkopolskim dworze, najpierw porządnie byśmy zgłodnieli, bo w dniu wigilii od rana obowiązywał post ścisły, czyli dopuszczano jeden posiłek do syta. Posiłek był bezmięsny, więc zjedlibyśmy zapewne ziemniaki z olejem (masło wykluczone) lub chleb z powidłami. Odczucie głodu byłoby szalone, bo zewsząd dochodziłyby upojne aromaty pieczonych ciast.
Do wieczerzy zasiedlibyśmy po ukazaniu się pierwszej gwiazdki i po podzieleniu się opłatkiem.
Najpierw podawano zupy – dwie lub nawet trzy do wyboru: barszcz z uszkami, zupę rybną z łazankami, zupę grzybową, a w niektórych domach także zapomnianą już zupę migdałową.
Równolegle z zupą lub tuż po niej podawano paszteciki drożdżowe lub z ciasta francuskiego, wypełnione farszem grzybowym lub rybnym.
Po tej przystawce nadchodził czas na dwa lub trzy dania rybne, przy czym karp nie był pozycją obowiązkową. Popularne były szczupaki, sandacze, łososie, a w zamożnych domach także turboty. Rybom towarzyszyły ziemniaki i jarzyny, w tym obowiązkowo kapusta z grzybami.
Wieczerzę zamykały desery: kompot z suszu i makiełki, czyli kluski z masą makowo-bakaliową.

Im dom bogatszy lub ambicje pani domu większe, tym bardziej odchodzono od tradycyjnych polskich potraw i przesuwano się w stronę wykwintnej kuchni europejskiej – podawano kawior, sardele, zimne musy i majonezy, a na deser skomplikowane torty.

1 komentarz:

  1. Ciekawy wywiad.Znamy już kilka tajemnic.Dziękuję za odpowiedź na moje pytania.

    OdpowiedzUsuń