sobota, 30 stycznia 2016

O różowej furii czyli dramat dzielnego pacjenta

Kordelia w całkiem niezłej formie
(podniosła głowę)
Jeżeli kiedykolwiek obudzicie się i będziecie mieli na sobie różowy kaftanik z napisem "Dzielny pacjent" wiedźcie, że nie jest dobrze :) Jakby ktoś nie wierzył Kordelia (nasza kotka) może  poświadczyć. Tak naprawdę osobiście odpowiadam za to co Kordelina przeżywa. Powiedzmy ja i pani weterynarz, Karolina. Otóż nasza kocica dorosła. Dorosłość jak to u kotek objawiła się głośno, potężnie i przewlekle. Kicia ewidentnie pragnęła potomstwa. Niestety, tak się złożyło, że jedynym przyzwoitym, dostępnym kandydatem był Mord. Ale los nie był w tym wypadku łaskawy, bo Mord pomimo wszelkich kocich, męskich cech nie posiada już od jakiegoś czasu tej jednej, która pozwoliłaby spełnić marzenia Kordelii. Wprawdzie ona sprawiała wrażenie, że jest jej wszystko jedno kim będzie szanowny tatuś i usiłowała uwodzić każdego kto pojawiał się w domu. Pokładała się i mruczała, turlała przede mną, moim mężem, chłopakiem naszej córki, przyjaciółmi, którzy pojawili się w domu. W akcie desperacji usiłowała nawet oczarować Pulet (naszą suczkę).Niestety wszyscy okazywali się nieczuli i odporni na jej wdzięki.  Tak więc Kordelia nadal pragnęła potomstwa, rozdzierająco i głośno (kto tego nie doświadczył niech nawet nie próbuje sobie wyobrazić) a my pragnęliśmy jednego: przespać choć jedną noc bez przeraźliwego wycia. I stało się. Postanowiliśmy zakończyć nasze rodzinne męki. I Kordelia powędrowała do naszego ukochanego weterynarza w wiadomym celu. Wszystko pięknie, zabieg się odbył, Kordelia wróciła do domu we
Mord i jego osobisty karton nad którym się pastwi,
czego skutki dość dobrze widać na zdjęciu :)
wspomnianym wyżej różowym wdzianku i zaczął się istny kabaret. Otóż moi drodzy wyobraźcie sobie taką sytuację: kot bez wdzianka biega, skacze, no po prostu zachowuje się normalnie. Kot w kaftaniku natomiast nie działa. Założenie ubranka skutkuje tym, że wali się na bok jak kłoda, jakby mu prądu zabrakło. Leży z wyciągniętymi łapami i tylko łypie spod oka wzrokiem pełnym pretensji. Dziś rano nastąpił pewien postęp, Kordelia usiadła, szeroko rozstawiła przednie łapy i nawet na chwilę wstała... Po czym na mój widok znów teatralnie padła. Obsługa niedziałającego kota wygląda dość skomplikowanie. Weźmy na przykład karmienie. Klęczę na podłodze, podnoszę Kordelię, która na mój widok burczy i warczy dając wyraźnie do zrozumienia co o mnie myśli i usadzam pomiędzy kolanami, tak, że boki ma zabezpieczone i dzięki temu nie wali się z miejsca na podłogę, Tysiek ofiarnie przytrzymuje miskę z jedzeniem tuż przy jej pyszczku, bo to przecież Księżniczka i w niedogodnych warunkach głowy nie będzie pochylać, tak nisko nie upadła...
Puleta w zbliżeniu
Pojenie wygląda podobnie, choć tutaj jest jeszcze bardziej skomplikowanie, bo Kordelina postanowiła nie pić w ubranku. Bez ubranka natychmiast usiłuje zrobić porządek ze szwami... Kuba stwierdził, że widocznie ma inny gust i jej arystokratycznym upodobaniom nie odpowiada krój plebejskiego różowego wdzianka. Obawiam się, że jak tak dalej pójdzie osiwiejemy obie. Tyle tylko,że ona z natury rzeczy ma przebłyski siwizny na sierści a ja... Właściwie i tak się farbuję to mi obojętne :) W każdym razie trzymajcie za nas
A tak sypia Mord :) Ręka należy do mnie.
kciuki. Za jakąś godzinę czeka mnie podanie antybiotyku... Już wiem,że walka będzie zaciekła, różowy, wściekły kłębek na pewno nie popuści :) A swoją drogą ktoś z was miał podobne doświadczenia? Wszystkie moje znajome kocice przeszły sterylizację normalnie. Tylko nasza Księżniczka takie cuda wyczynia... I nie wiem czy znaczek "Dzielny pacjent" nie powinien po tej całej akcji trafić do mnie :)
Kordelina (w oddali fragment znienawidzonego kaftanika)

6 komentarzy:

  1. Nie wiem co myśleć, nie miałam do czynienia z kotami,(miałam tylko psa nadzwyczaj rozpuszczonego) ale Kordelina zapewne w poprzednim wcieleniu była nie byle jaką księżniczką. Wyobrażam sobie ile wysiłku wymaga opieka nad nią. Pewnie wkrótce wszystko wróci do normy, czego życzę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Madzia!!!!!!!!!!!!!!!!! Wybacz, że na wpół w temacie, ale JAKIE CUDO!!!! Gdzie Ty takiego kota wynalazłaś? Już go kocham :D (ją) wygłaskałabym na śmierć, takie futrzaste super coś. Nie ważne, że obudziła się w niej "księzna dajana" nie ważne, że ma focha. Jest cudna <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobre, dobre :) Nasza waliła się jak kłoda tylko przez pierwszy dzień. Wyglądało to bardzo dziwnie i komicznie :D szła, szła i nagle bach leży, jak robot, któremu wysiadły baterie. Gorzej, bo próbowała uparcie zajmować swoje ulubione miejsca - na kaloryferze, na parapecie, na półeczce najwyższej pod blatem, a niestety doskoczyć nie dawała rady przez pierwsze dni. Potem miała depresje więc tylko siedziała i patrzyła smętnie na świat. Na szczęście po zdjęciu kaftana wróciła do formy i znowu dokazuje, biega i poluje w trawie... eee... tzn w tych resztkach trawy po zimie.
    Ale, ale, lepszy numer zrobił Młody (nasz drugi kot,a właściwie kociak jeszcze), który jak ją zobaczył w kaftanie, to najpierw się przeraził, potem uciekał przed nią, a na koniec stanął w obronie miski i kuwety warcząc groźnie na tego obcego. Za to jak leżała bidula pod kocem i tylko głowa jej wystawała, nie było widać kaftana, to przychodził się łasić do niej :)
    Ech, koty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale z tym waszym kotem, to macie przeboje :) prawdziwa arystokratka się trafiła :)

      Usuń
  4. przejdzie jej
    Mord jest po prostu przecudny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja kotka nie padała, ale to dachowiec. Niedługo jadę z arystokratą brytyjskim na sterylizację i mam po twoim wpisie stresa małego. A co z chodzeniem do kuwety? Też potrzebuje wsparcia?

    OdpowiedzUsuń