czwartek, 20 czerwca 2019

Hop, hop kochani żeglarze! Czyli kilka słów o Antolce, o mnie i w ogóle stęskniłam się!

W tamtym tygodniu ruszyliśmy śladami Antolki :)
Dokładnie na tym murku i ona będzie siedzieć, tam gdzie
ja :)
Dzień dobry
To chyba moja najdłuższa przerwa blogowa. Pocieszam się tym, że cały czas jestem obecna na facebooku choć tam wpisy niejako wymuszają krótszą formę. A ja jestem gaduła, kto mnie zna ten wie. A kto nie zna, cóż, nie pozostaje nic innego jak uwierzyć na słowo. Na pocieszenie dodam, że jestem raczej z tych prawdomównych, co niejednokrotnie sprawiało, że wpadałam w tarapaty. Tak czy siak jestem, tuż po skończeniu książki, po długotrwałym siedzeniu przy biurku. A co za tym idzie cierpię na słowotok, którego właśnie niniejszym padacie ofiarą. W domu doprowadziłam do tego, że syn na mój widok dyskretnie zamyka się w pokoju, starsze dziecko wyjechało w siną dal, wymawiając się długim weekendem (aha, ja już tam swoje wiem) a mąż znosi cierpliwie katusze, które mu zadaje ja i moja nieustająca paplanina. Niby może umknąć ale jednak mu nie wypada. Wiecie na dobre i na złe, w milczeniu i słowotoku i takie tam :)I właśnie tak przebiegłam wzrokiem po tym co napisałam i po raz kolejny utwierdziłam się, że nie mam szans zostać drugim Hemingwayem, biedak jeżeli w zaświatach widzi to co właśnie tu tworzę, jęczy ze zgrozą. Mistrz krótkiej formy musi nieziemsko cierpieć widząc to co tutaj wyprawiam. Biorąc pod uwagę, że już dawno nie żyje, to określenie "nieziemsko" jest jak najbardziej na miejscu. Właściwie to zamierzałam ten wpis zacząć zupełnie inaczej ale jakoś tak popłynęłam. Ogólnie to chciałam napisać, że nigdy nie powinno się mówić nigdy. Naprawdę! Na przykład weźcie ot taką Magdalenę Kordel. Zarzekałam się, że w życiu nie napiszę książki stricte o miłości. Bo się nie nadaję, bo to nie dla mnie, bo u mnie miłość to i owszem ale jakoś tak w tle, jako coś naturalnego. No to mówiłam, zarzekałam się i mam za swoje. Bo w najnowszej powieści jakoś tak niepostrzeżenie ta miłość mi się na ten pierwszy plan wysunęła. No i spadła na moich bohaterów jak grom z jasnego nieba.  Na jeziorach ich dopadła, na żaglach w bardzo romantycznych warunkach. I dramatycznych okolicznościach. A właśnie skoro o żaglach mowa. Po raz pierwszy zabieram Was ze sobą na Mazury. O Antolce, która jest główną bohaterką powieści, myślałam już od dawna. Zaprzyjaźniałam się z nią powolutku, krok po kroku. Ale za Boga nie wiedziałam, gdzie ma się wydarzyć to wszystko co plątało mi się po głowie. Aż tu znienacka, we wrześniu zeszłego roku pojechaliśmy z przyjaciółmi na żagle.  Łódka była super, pogoda rewelacyjna, a ja stałam na kei i zachodziłam w głowę jak mam pokonać tę niewielką odległość pomiędzy keją - jeziorem - pokładem. Jakoś tak wydawało mi się, że za nic nie uda mi się przeskoczyć, że z całą pewnością wyląduję jedną nogą gdzieś pomiędzy i pacnę w to jezioro jak kamień. A pacnięcia obawiałam się jak ognia, bo pływać nie umiem. Jednakowoż coś z tym trzeba było zrobić, bo jak sami rozumiecie żeglować należy na łódce. Keja jest tylko elementem przejściowym i nijak nie można nic na to poradzić.
Gdzie ta keja przy niej ten jacht...

Nasz przyjaciel Błażej widząc jak drobię uniósł wysoko brwi i stwierdził, że nie przypuszczał, że mogę mieć z tym problem. Też nie przypuszczałam. Ostatecznie w górach bez problemu przeskakiwałam szczeliny, strumyczki i ogólnie takie, takie... No ale w końcu zamknęłam oczy (nie radzę tego próbować) i pomyślałam, że raz kozie śmierć i skoczyłam. Ze zdumieniem stwierdziłam, że wylądowałam tam gdzie powinnam. I rzeczywiście tutaj najtrudniejszy okazał się pierwszy krok. Znalazłam się na jachcie i natychmiast się zakochałam. W kołysaniu, w wodzie, w tym specyficznym poczuciu wspólnoty z innymi, którzy też na tych jachtach, w tym porcie. Krótko mówiąc popadłam w zachwyt. I wtedy spłynęło na mnie olśnienie. Że Antolka też powinna się znaleźć, podobnie jak ja na łódce. No i potem poszło.
Wróciliśmy na jeziora :)

A przez tę furtkę wejdą Janek i Antolka
A może ktoś z Was też tam zawita?

Ale wracając do mnie. Nasi przyjaciela, Iga i Błażej naprawdę byli cudowni. Wykazali się niesamowitą cierpliwością i tolerancją. No bo wiadomo (przynajmniej tym, którzy pływają), że na takim jachcie to trzeba pewne rzeczy robić. I ja też miałam coś tam luzować, coś ciągnąć, na coś patrzeć. Błażej mi to wszystko rzecz jasna tłumaczył ale ja większość tego zapomniałam w przeciągu piętnastu minut. Do tej pory nie jestem pewna czy robiłam to co powinnam. Właściwie to łapałam to co akurat było najbliżej licząc na to, że się wstrzelę. Kocham moich przyjaciół, bo bez mrugnięcia okiem akceptowali to co ja tam wyprawiałam. Złoci ludzie, mówię wam.
I tak właśnie Antolka została obdarowana moim doświadczeniem czterodniowego wilka jeziornego :) Wsadziłam ją na jacht, tak jak ja w życiu nie pływała, tak jak ja wszystko dla niej było nowe. I chyba podobnie jak ja zakochała się w jeziorach i zupełnie odmiennie ode mnie w...
No a bocian, bo jest cudny :) I też mazurski :)

No przecież mówiłam, że to będzie książka o miłości :) Ciepłej, wakacyjnej i okraszonej humorem, nostalgią, wzruszeniami i dylematami. Dołączycie do rejsu? Premiera już siedemnastego lipca. 

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Zawsze to lepiej czekać w dobrym towarzystwie :)

      Usuń
  2. Jasne, że dołączę :) Myślę, że też mogłabym zakochać się w jeziorach :D i teraz muszę koniecznie posłuchać sobie piosenki "Na całych jeziorach -Ty" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakochanie murowane! Na jeziorach jest pięknie. Buziaki przesyłam!

      Usuń
  3. Wszystko fajnie, tylko gdzie ta Antolka siedziała na murku. Gfzie jest ten murek i to jezioro?

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie i jak tu doczekać do tego lipca, kiedy po takim wstępie chciałabym już teraz poznać historię Antolki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! A teraz w sekrecie wyznam, że okładka już 3 lipca :) Premiera wprawdzie 17 ale zleci:) Uściski przesyłam ciepłe!

      Usuń
  5. Czekam z niecierpliwością 😍

    OdpowiedzUsuń