Tak jak konia co już ciągnąc nie może. Jest źle.
Po pierwsze jestem chora.
Od jakiegoś czasu już sobie choruje ale dziś jest chyba kulminacja. Czuję się podle. Nie jestem w tym osamotniona. W zeszłym tygodniu chorowała Zuza, teraz dołączył do mnie Tysiek. Siedzimy razem i wyglądamy jakby nas ktoś przeżuł i wypluł. Z chusteczek zużytych przez ostatnie dni z całą pewnością można by usypać wielką górę. Albo i dwie.
Po drugie mój pies zrobił sobie dziś psią środę popielcową.
Po powrocie ze spaceru okazało się, że zostawia dziwnie tłuste i czarne ślady, które moja córka niefrasobliwie zaliczyła do błotnych. Zanim dostrzegłam co się dzieje cała podłoga była wymazana tym czarnym czymś, a tego co się działo pod łóżkiem (gdzie Pulet wpakowała się po powrocie) w ogóle nie jestem w stanie opisać. Resztką sił (z temperaturą i pękającą głową) wywabiłam psa spod łóżka, zatargałam do łazienki i wykąpałam przy okazji stawiając diagnozę, że czarna substancja jest popiołem, który mimo moich starań za nic nie chciał do końca dać się zmyć. Pies nie był szczęśliwy i przez cały czas usiłował opuścić wannę. Ja też nie byłam szczęśliwa nie dając mu z niej wyjść. Obie wyszłyśmy z tego mokre. Z tym, że Pulet miała przewagę bo przynajmniej się z tej mokrości otrzepała natychmiast po wyciągnięciu z wanny rosząc obficie mnie, pralkę i wszystko w okolicy i nadal zostawiając popiołowe (popielne? jak powinno być?) ślady choć nieco mniej intensywne. Po umyciu psa przyszła pora na podłogę. Ta przynajmniej nie usiłowała uciekać, ale współpracować też nie miała zamiaru, bo czarna tłusta maź nie zamierzała dać się zmyć. W końcu szorowanie szczotką i wszelką dostępną chemią jakby pomogło. Po zakończeniu szorowania środka podłogi przypomniałam sobie masakryczny stan podłóżkowy. Wypluwając prawie płuca, bo miewam ataki kaszlu wpełzłam pod łóżko (nie myślcie, że jestem tak obsesyjnie porządna. Po prostu miałam świadomość, że jak tylko wpuszczę Pulet na salony to pierwsze co zrobi to właśnie uda się na swoje ulubione miejsce czyli pod łóżko właśnie i wymizia się w tym czarnym ohydztwie) i usiłowałam przypłaszczona do ziemi tak manewrować szczotką by osiągnąć jak najlepsze rezultaty. Wypełzłam stamtąd z wyraźnym trudem i słaniając się na nogach podążyłam wypuścić zamkniętego w łazience psa, który natychmiast pognał do pokoju, otrząsnął się jeszcze kilka razy mocząc wszystko dookoła i tak jak już wspomniałam zostawiając nadal może już nie czarne a szare ślady łap na mokrej jeszcze podłodze. Ja padłam na to co miałam akurat pod ręką czyli krzesło przy biurku i tak sobie siedzę ledwo żywa, z głową w której mi huczy i myślę sobie o tych koniach co ciągnąć nie mogą i patrzę na czarne łapy mojego psa i czuje się ogólnie dziwnie. Natomiast Pulet patrzy na mnie z dużą dozą nieufności. Cóż gdyby to mnie ktoś zawlókł siłą do łazienki i wsadził do wanny też bym mu do końca nie ufała...
Mozemy podać sobie ręce ja mam dzisiaj jakiś dzien sądu. Brzuch mnie boli ledwo funkcjonuje.I tak się zastanawiam czy to przyszedł na mnie koniec:(
OdpowiedzUsuńPulet cudne imię! A co do chorowania to coś z pogodą jest, przynajmniej w Krakowie, ja od poniedziałku miałam taką migrenę, że funkcjonowałam 2 godziny dziennie, resztę czasu przeklinałam wszystko dokoła. Na szczęście na razie mi przeszło i mam nadzieję, że już nie wróci:(
OdpowiedzUsuńMy też zużywamy tonę chusteczek i liczę już godziny, które dzielą mnie od powrotu męża, dawno nie byłam taka słaba, zmęczona, ale na pocieszenie mogę napisać, że psa nie posiadam, a chomik brudne ślady niech sobie zostawia, w swoim domku! Moja Zuza też bidulka coś chyba złapała, a reszta towarzystwa kaszle strasznie, oby do jutra, co cztery ręce, to nie dwie!
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to nie miałam narzekać, tylko życzyć Ci Madziu i Twoim bliskim powrotu do zdrowia, mogę też dorzucić garść pozytywnej energii, bo w tej chwili takową posiadam! O!
UsuńNo to nieźle się porobiło...ale dobijać Cię ani myślę;-)
OdpowiedzUsuńU mnie dzisiaj, na moje chyba życzenie zaświeciło słońce i troszeczkę poprawiło samopoczucie więc i do Ciebie bym tych promieni posłała całą masę;-)
Wracaj nam do zdrowia niech Pulet nie serwuje swej Pani już więcej takiej gimnastyki podłóżkowo - łazienkowej;-D
No to miałaś przeżycia ... choróbska współczuję , bo ja jeszcze pokaszluje po trzech tygodniach choroby i podwójnych końskich dawkach antybiotyków ... życzę Tobie i dzieciaczkom szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńMadziuniu, życzę Tobie oraz Tymusiowi szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńPrzytulam.
Oj, współczuje choróbska, ja po grypie z połowy stycznia ciągle jeszcze pokasłuje. Ale nic się nie martw, nim wiosna na dobre się rozgości przestaną cię łupać i kości. Z nosa też lać się przestanie, gdy wiosenny dzień pierwszy wstanie. Słońce mocniej przygrzeje i świat się do nas zaśmieje :)
OdpowiedzUsuńtak mi się czasem rymuje ;)
zdrowia życzę wszystkim domownikom