poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Dla ducha, ciała i podniebienia

Tysiek szaleje:)
fot. jkordel
Coś dla ducha, ciała i podniebienia - jeżeli bym miała opisać pobyt w Darłówku w jednym zdaniu tak własnie by brzmiało. Było wspaniale. O ducha dbał Pan Arkadiusz Sip, organizator Darłowskich Spotkań Literackich. Z całą pewnością nie było kiedy się nudzić. Najpierw spotkanie z Panem Markiem Krajewskim. To był ten punkt programu, którego nie mogłam przegapić, bo jako miłośniczka serii o Breslau bardzo chciałam poznać autora. Nie będę tu opisywać szczegółów spotkania, ale już z niecierpliwością czekam na kolejną powieść pana Krajewskiego, bo mówił o niej bardzo interesująco. Poza tym już na pierwszy rzut oka widać było, że pan Marek jest stuprocentowym, eleganckim dżentelmenem.
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem odbyło się kolejne, już prywatne spotkanie z Panem Arkadiuszem i dużą częścią ekipy związanej ze spotkaniami literackimi. Nareszcie poznałam kilka Pań ze Znaku, które do tej pory były dla mnie wyłącznie głosami płynącymi z telefonu:). Teraz mogę śmiało powiedzieć, że słowo stało się ciałem:)
Kolejnego dnia rejs jachtem zorganizowany przez niezmordowanego i niezawodnego pana Arkadiusza. Nigdy wcześniej nie miałam okazji wypłynąć na pełne morze więc przygoda była niewątpliwie ekscytująca. Fajnie bujało i bardzo to kołysanie przypadło mi do gustu. Tak zapewne musi się czuć dziecko w brzuchu u mamy:) Poza tym mając przed sobą bezkresną wodę i słuchając szumu fal doznałam uczucia ogromnego spokoju. Przez moment miałam wrażenie, że mogłabym tak płynąć i płynąć, i płynąć... I popłynęłam... tyle że do brzegu:) Czas był najwyższy bo zbliżała się godzina spotkania z Czytelnikami. Jak zwykle było inspirująco. Prowadzący Łukasz Wojtusik sprawił, że z miejsca pozbyłam się lekkiego uczucia onieśmielenia. Co więcej fajnie się z Nim rozmawiało, był gruntownie przygotowany. Widać było, że czytał książkę, przeglądał bloga, co nie zawsze jest tak oczywiste. Oby więcej było tak profesjonalnie przygotowanych

dziennikarzy.
 Chciałabym też korzystając z okazji podziękować wszystkim którzy przybyli na spotkanie. DZIĘKI!!! Zawsze wprawia mnie w zdumienie, że w różnych częściach Polski spotykam ludzi z terenów dolnośląskich. I tym razem miałam okazję spotkać Panią z Nowej Rudy:) Pogadałyśmy przez moment o miasteczku i Białej Lokomotywie - kawiarni jedynej w swoim rodzaju i jej właścicielu, panu Leszku, który parzy najlepszą kawę na świecie:) Było pięknie!  Sami przyznacie, że "duch" nie miał co narzekać:)
Jeżeli chodzi o "ciało" to plaża, słońce i morze sprawiły, że nawet najbardziej wymagające z ciał czuło się dopieszczone. Przynajmniej moje nie narzekało:) Nawet się opaliłam i to tak, że nos mam czerwony niczym... No nie wiem do czego mogę go przyrównać. Do czegoś najbardziej czerwonego na świecie:)
A teraz dochodzimy do ostatniego punktu. Do "podniebienia". To o czym teraz napiszę to moje odkrycie kulinarne lata 2014 r. Odkrycie nazywa się Cosa Nostra. Ta włoska restauracja w Darłówku przyprawiła mnie wręcz o dwa ataki rozpaczy. Pierwszy - bo gdy już raz tam poszliśmy nie mogliśmy zdobyć się na szukanie czegoś innego i, niestety, nie pobuszowałam po innych lokalach, drugi, bo musiałam wyjechać i pożegnać się z nią nawet jeżeli nie na zawsze to na czas dłuższy. Boże, ależ oni mieli jedzenie! Pizza przepyszna! Ciasto takie, że można śmiało o nim śnić po nocach, sos czosnkowy ze świeżym czosnkiem Tysiek wyjadał z miseczki zanim pizza pojawiła się na stole. Sałatki megalityczne, przepysznie doprawione, bogate w dodatki. No po prostu niebo w gębie! Obsługa miła, uśmiechnięta, pomocna i uprzejma. Wystrój ciepły, przytulny. Sączące się z głośników włoskie piosenki tylko potęgowały dobry nastrój. Jednym słowem tęsknię! Za Darłówkiem, atmosferą, jedzeniem, morzem.... I dziękuję tym, dzięki którym mogłam tam być i cieszyć się wszystkim dla ducha, ciała i podniebienia:)

A tutaj kilka fotek:)


fontanna w Darłowie, bardzo nam się spodobała
fot. jkordel

Tysiek konsumuje pizzę:)
fot. jkordel

Mimo podwinięcia spodni wylazłam z wody cała mokra:)
fot. jkordel

a to już spotkanie
fot. jkordel

zatopiony kuter
fot. jkordel


spotkanie ciąg dalszy
fot. jkordel

jak wyżej:) Panowie to Pan Arkadiusz i Pan Łukasz:)
fot. jkordel

A tu nasza Cosa nostra
fot. jkordel

Z Paniami ze Znaku:)
fot. jkordel

Tysiek zdobywca mórz:)
fot. jkordel

Tutaj z Paniami ze Znaku ujęcie II:)
fot. jkordel.

 

6 komentarzy:

  1. Piękne wspomnienia, aż zazdroszczę pobytu w Darłówku, wiele lat temu tam byłam i miło wspominam :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe wspomnienia i bardzo pozytywne . Jako mieszkanka tego miasta cieszę się bardzo ze spotkań literackich . Dziekuję i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nooo... teraz to dopiero żałuję, że się nie zmobilizowałam i nie pojechałam do Darłówka, ale ja zawsze tak mam. Cóż powiedzieć - moja wina i pora to zmienić jak najszybciej !
    Pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że literackie spotkania udane i to nad polskim morzem !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie Cię Madziu zobaczyć choć na zdjęciach :))))
    widać, że pobyt nad morzem był pełen atrakcji, nie tylko związanych z literaturą ;)
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic tylko się cieszyć wraz z Tobą z tak mile spędzonych chwil;-)
    Relacja i słowna i fotograficzna doskonała, Tysiek na władcę mórz i oceanów ewidentnie pasuje, a mina przy pizzy mówi sama za siebie;-)
    Oby jak najczęściej takie przygody Was spotykały;-)
    Pozdrawiam ciepło burzowym wieczorem;-)

    OdpowiedzUsuń