piątek, 4 grudnia 2015

Aromatycznie pachnąca intryga czyli będziecie głodni :)

Pamiętacie, wspominałam, że książki Pani Kasi Kwiatkowskiej pachną. To tak jak z książkami Małgorzaty Musierowicz. Tam bohaterowie ciągle coś jedzą, coś pieką, smażą, w kuchni gotuje się rosołek, szare kluski wabią z półmisków...  Tyle tylko, że u Pani Kasi potrawy tak jak wszystko inne mają dodatkowo ten chwytający za serce element świata, który już dawno przeminął a do którego w skrytości ducha większość z nas tęskni. I poza frapującą intrygą kryminalną to kolejny aspekt, który mnie w opowieściach Katarzyny Kwiatkowskiej wabi, przyciąga i cóż tu dużo ukrywać sprawia, że częściej bywam w kuchni:) Teraz korzystając z okazji zajrzyjcie razem ze mną za te ciężkie drewniane drzwi gdzie królują kucharze i kucharki i podejrzyjcie co też jadał Jan i Mateusz... Ale najpierw zadbajmy o scenerię.

"Światła wielkich żyrandoli i bocznych kinkietów odbijały się w srebrnej zastawie stołowej i sztućcach, w kryształowych naczyniach, w szybach witryn, w biżuterii pań. Wniesiono pierwsze danie — solę w sosie holenderskim. Jan zauważył, że Julia nałożyła sobie tylko ozdoby z warzyw i sos."

I zaczynało się ucztowanie. To było zaledwie preludium, bo za moment na stół wjeżdżały kolejne dania:

"(...) w tym momencie służący wnieśli comber sarni z truflami i sosem maderowym. Jadalnię wypełnił zapach dziczyzny i upajający aromat grzybów."

"Wniesiono kolejne danie — przyrumienione kwiczoły i przepiórki, atrakcyjnie udekorowane kompotami i sałatami. Na widok tych smakowitości i na szczęście dla współbiesiadników Wacław natychmiast przerwał swoją anegdotkę i wpatrywał się zahipnotyzowany w półmiski. Po chwili wszyscy mieli już jedzenie na talerzach, nawet Julia, chociaż także i tym razem zrezygnowała z mięsa, zadowalając się kompotem z jabłek, sałatą z roszponki i drugą z selerów."

Przypominam, że nadal jesteśmy przy tej samej kolacji. Wyobrażacie sobie ten zastawiony stół, mnogość potraw? I to, że to wszystko zjadacie?  A to nadal nie koniec, bo oto nadchodzą służący wnosząc:

"(...) karczochy, szparagi i vol-au-vent z groszkiem, poukładane w barwne kompozycje na porcelanowych legumierach."

No i wreszcie przychodzi pora na deser :)

"W tym momencie wniesiono wety, na które składał się imponujący piętrowy tort hiszpański i krem ananasowy, a także salaterki z konfiturami: morelową i truskawkową."

"Jan spojrzał na panią domu. Do deserowej miseczki nałożyła konfitury morelowe, które w gęstym syropie wyglądały jak zakrzepłe w słońcu, i polała je śmietaną. Nałożył sobie to samo, a Julia na ten widok się uśmiechnęła."

Wspomnę tylko, że jesteśmy na 26 stronie "Zbrodni w błękicie" :). Więc takich niespodzianek kulinarnych jeszcze wiele przed nami.

A w tym samym czasie gdy Jan posila się przy stole w jadalni, Mateusz, jego wierny kamerdyner raczy się czerniną. Potem gdy będzie rozmawiał z Janem o kolacji i dowie się, że przy głównym stole nie podano tej zupy nie zawaha się stwierdzić, że to jedyny chyba taki dom, gdzie służbę lepiej się karmi niż państwa i ich gości. Widać Mateusz był wielkim wielbicielem tego dania :). Czernina ma swoje miejsce nie tylko w "Zbrodni w błękicie" ale również w "Zbrodni w szkarłacie" jest o niej wzmianka:

"Wszedł Mateusz z wazą i ruszył dookoła stołu. Wszyscy oprócz Heleny nałożyli sobie gęstej, ciemnej czerniny z jasnymi wysepkami kluseczek.
Milczenie przerwał Engel.
- Pani nie je? - spytał Helenę.
- Nie. Jadłam tę zupę jako dziecko, bo myślałam, że to zupa rodzynkowa. Ale potem dowiedziałam się, z czego jest gotowana i od tej pory jej nie tykam.
- A z czego jest gotowana?
- Z krwi - poinformowała go uprzejmie."

Zacytowałam świadomie, żeby narobić Wam apetytu :). To już prawie koniec. Pozwolę sobie przytoczyć tylko jeszcze jeden, jeden z bardziej ulubionych fragmentów dotyczących przygotowań do ślubu:

"Jan wyszedł z pokoju i pobiegł do piwnicy. Mateusz ruszył za nim. Już na schodach do doszły ich kobiecy śpiew i upojne aromaty. W kuchni prace postępowały pełna parą: pod rządami dwóch kłótnic osiem dziewcząt skubało, kroiło, siekało, rozcierało, mełło, ubijało. Dwie wieśniaczki siedziały na ławie i obierały orzechy. To one śpiewały.
- Czemu tylko one śpiewają? - dziwił się Morawski.
- Żeby kucharki miały pewność, że nie wyjadają orzechów do tortu - wyjaśnił kamerdyner"

Muszę Wam powiedzieć, że takie wyjaśnienie za nic nie przyszłoby mi do głowy :)

A wieczorem zapraszam Was na kilka przepisów potraw, które spożywali nasi bohaterowie. Między innymi: półgęski, które Jan je z Tadeuszem na śniadanie, zupa żółwiowa, ciasto makowe i... Zajrzyjcie :) O receptury wystarała się Pani Kasia :)




4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mi ktoś apetytu narobił!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam gdy książki sprawiają, że jestem głodna! Koniecznie muszę przeczytać!

    OdpowiedzUsuń