poniedziałek, 25 lutego 2013

Ostatni kucharz chiński czyli jak jedzenie może odmienić życie


"Ostatni kucharz chiński" wpadł mi w oko już jakiś czas temu. Opis sugerował, że będzie to powieść nie tylko o ludziach ale też o jedzeniu. To drugie sprawiło, że z miejsca zachorowałam na tę książkę.  Wiedziałam, że prędzej czy później ją przeczytam no i jak się zapewne domyślacie dopięłam swego:). Ledwo zaczęłam lekturę, a już przekonałam się, że tak naprawdę głównym bohaterem tej powieści jest właśnie jedzenie. Wszystko co dzieje się w tej książce w rezultacie prowadzi nas do smakowicie zastawionych stołów, spożywania posiłków, poznawania historii kulinarnej Chin. Wszystko tu pachnie, smakuje, kusi i sprawia, że człowiek ma ochotę zasiąść do posiłku z najbliższymi. Ba, nawet zaczyna postrzegać spożywania jadła jako magiczny rytuał, który sprawia, że biesiadnikom otwierają się i serca i dusze...


Bohaterką Ostatniego kucharza jest Maggie, dziennikarka pisząca felietony o jedzeniu. Kobieta, która z dnia na dzień została wdową. Jej mąż ginie w wypadku samochodowym. Jego śmierć jest końcem pewnego etapu w życiu Maggie, ale jak to zwykle bywa to co jest końcem zarazem tworzy początek czegoś nowego. Tym nowym i spadającym na głowę nie mogącej się pozbierać po śmierci męża kobiety jest telefon od przyjaciela Matta (jej zmarłego męża) z Pekinu. Okazuje się, że do pekińskiej firmy, w której pracował Matt wpłynęło pismo o uznanie zmarłego za ojca małej chińskiej dziewczynki. Maggie nie ma wyjścia, musi pojechać do Chin i wyjaśnić sprawę. Jej przyjaciółka i zarazem szefowa zdając sobie sprawę jak bardzo będzie jej teraz ciężko proponuje Maggie napisanie artykułu o chińskim kucharzu - Samie. Ma nadzieje, że praca pomoże przetrwać Maggie trudny czas oczekiwania na wyjaśnienie sprawy o domniemanym ojcostwie. Jak się potem okaże pisanie felietonu nie tylko oderwie myśli naszej bohaterki od przykrych zdarzeń, ale sprawi, że jej całe życie ulegnie zmianie. Bo w Chinach Maggie odnajdzie swoje nowe "ja", a odkrywać je będzie za pośrednictwem smaków, zapachów i bliskości z ludźmi, bo jak się okaże będąc nawet w wieloletnim w związku i tak można być bardzo samotnym i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy... 

Opowieść o prywatnym życiu Maggie to zaledwie mała część powieści. Tak jak już napisałam wcześniej jeżelibym miała wskazać głównego bohatera byłoby nim jedzenie. Autorka w fantastyczny sposób prowadzi nasz przez zawiłości kulinarne chińskiej kuchni, opowiada o pochodzeniu jedzenia zgrabnie przeplatając przeszłość z teraźniejszością. W książce nie ma przepisów  ale mimo to i tak widzi się wszystkie potrawy, które przyrządza Sam, czuje się ich zapachy, a przy okazji poznaje się ich historię, która jest zarazem historią kraju, bo Chiny to miejsce, gdzie jedzenie to nie tylko sposób na podtrzymanie życia. To sztuka i to na najwyższym poziomie. 
Ostatni kucharz chiński to smakowita opowieść o odnajdywaniu zapomnianych smaków, o dobroci wyrażanej na różne sposoby, o jedzeniu, które ma właściwości lecznicze, bo podane z odpowiednią dawką troski i miłości tworzy cudowną miksturę. To powieść o przywiązaniu, żegnaniu najbliższych o początku i końcu, który najpiękniej wyrażają kwitnące bambusy:

"Kiedy zakwitają bambusy? Czasem ludzie czekają na to całe życie i nigdy nie udaje im się zobaczyć. Bambus potrafi zakwitać zaledwie raz na sto lat. Ale gdy już zacznie, wtedy zakwitają wszystkie bambusy w promieniu setek mil, w całym regionie. Wszystkie kwitną, wydają nasiona i umierają. Wydawałoby się zatem, że kwitnienie bambusa zwiastuje nieszczęście. Ale istnieje wiele opowieści o tym, jak zdarzało się, że panował straszliwy głód, dopóki nagle nie zakwitły bambusy. Na jego nasionach żerują bambusowce, rozmnażają się ponad miarę, a głodujący ludzie je zjadają i to ratuje im życie. Do gleby zaś dostaje się wystarczająca ilość nasion, żeby wyrosły nowe rośliny. I tak cykl pokarmowy zaczyna się na nowo. A więc czas kwitnienia bambusów oznacza zarówno koniec, jak i początek." 

Jeżeli macie ochotę zanurzyć się w egzotycznym, zupełnie odmiennym od naszego, świecie, poczuć zapach krabowego tofu, żeberek wieprzowych w liściach lotosu, poznać historię ciasteczek xiao wo tou jadanych przez cesarzową Ci Xi i zasiąść do stołu z ludźmi czerpiącymi radość z jedzenia sięgnijcie po "Ostatniego kucharza chińskiego". Nie pożałujecie, choć nie mogę zagwarantować tego, że nie będziecie częściej niż zwykle zaglądać do lodówki:)

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Pani Agnieszce:)
   





9 komentarzy:

  1. Niee znowu kolejna super książka!! dlaczego ja nie moge mieć dostepu do biblioteki? żebym chociaż mobilna byla:(
    ciekawe jak kwitną bambusy:) musi pięknie wygladac kiedy grupami są obsypane kwiatami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym to chciała kiedyś zobaczyć:) Aga kurcze nie mam pojęcia jak bym sobie radziła bez możliwości czytania książek z biblioteki. A może gdzieś w sąsiedniej miejscowości jest lepiej zaopatrzona?

      Usuń
    2. Aguś, mogę Ci tylko napisać, że moja biblioteka jest cudownie zaopatrzona, szczególnie ostatnio! Sama wczoraj zdobyłam trzy świeżutkie książki, ,a zaczęłam od "Uroczyska"!!! Po chiński tytuł jednak nie sięgnę, bo przed oczami mam ruszające się krewetki i nie przebrnęłabym chyba przez tego typu opowieści!

      Usuń
  2. Czytałam i potwierdzam - bardzo smakowita i ciekawa książka. Chwilę mnie tu nie było i mam sporo do nadrobienia:)
    Pozdrawiam Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się książka pozwala nie tylko poznać kuchnię ale też ładnie nawiązuje do historii. Bardzo mi się podobała.
      Pozdrawiam również

      Usuń
  3. No tak jak o jedzeniu to Madlen od razu leci:) ehh też tak miałam w zeszłym roku, że jak tylko było w tytule jedzenie albo gotowanie to zaraz czytałam, teraz mi przeszło, ale ten tytuł sobie zapiszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że lecę:) A potem grzebię w lodówce niczym opętana i moja dieta leży odłogiem:) Jedną z książek przy których non stop byłam głodna był "Klub Pickwicka" Dickensa. Matko, tam to dopiero jedli i jedli i jedli:)

      Usuń
  4. Tak mam niedaleko miasto z super biblioteką tylko,ze jestem bez auta a tam jest kiepski dojazd autobusowy:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak brak transportu to solidny problem. Może z wiosną będzie łatwiej, bo teraz myśl o jeździe autobusem i taplaniu się w tej brei pozimowej jest rzeczywiście zniechęcająca.

      Usuń